czwartek, 18 lipca 2013

Najgorszy film świata o zombie czyli World War Z

Cóż jak każdy człowiek mam pewne słabości, czasem są one bardziej indywidualne, a czasem podziela je połowa przedstawicielek mojej płci na całym globie... Ta konkretne słabość nazywa się Brad Pitt, którego lubię nie tyle za piękny uśmiech i słodkie zmarszczki wokół oczu, co za "Wywiad z wampirem", "12 małp", "Siedem", "Fight club" i oczywiście film którym całkowicie podbił moje serce czyli "Joe Black" - w moim przypadku gwarantowany wyciskacz łez.

Kiedy tylko zobaczyłam trailer "World war Z" pomyślałam sobie to jest to - jeden z moich ulubionych autorów i jeden z moich ulubionych motywów w kinie czyli zombie, miało być po prostu pięknie! A wyszło? Hmmm  przeciętnie, nudno i nad wyraz rozczarowująco. Piszę te słowa świeżo po powrocie z kina zamiast na pocieszenie włączyć sobie kolejny odcinek przygód Strabuck (czyli Batelstara Galaktyki, który to serial pokochałam właśnie ze względu na ową postać), a to oznacza, że było naprawdę źle. Dlaczego? Oczywiście odpowiem i postaram się niezbyt rozwlekle wyłożyć swoje żale.

 
O czym jest film, wiadomo od razu. Świat opanowała zaraz zombiactwa, ludzkość stoi na skraju, a Gerry/Brad zostaje wysłany z misją, żeby odkryć skąd się to wszystko wzięło, bo wtedy będzie można wymyślić szczepionkę.

Pierwsza wada "World war Z" wygląda tak, że kiedy idę na film o zombie, to nie oczekuję płaczliwego kina familijnego! Tymczasem przez 25% filmu zamiast porządnych scen popisowej eksterminacji zombiaków musiałam oglądać zapłakaną/zatroskaną/zdruzgotaną minę żony Gerrego (Brada), która na domiar złego jest (jak to często wypada kobietom) bierną obserwatorką/kibicem akcji swojego męża, a sama niewiele może i nie wiele robi. Mogliby nakręcić chociaż jedna scenę, w której pani Mireille Enos chwyta za broń i w obronie własnych dzieci roztrzaskuje jakąś paskudę, ale nie... Zresztą nawet dzieci nie potrafi wychować, bo jedyna formą opieki jaką oferuje swoim córkom jest nieustanne głaskanie ich po głowach. Po pierwsze to nie są koty, a po drugie, nie mają trzech lat, żeby stroić fochy, w obliczu globalnego kataklizmu. Dobra matka powinna kazać im się wziąć w garść i zaoferować podstawowy kurs strzelania, a nie płakać w telefon i wydzwaniać do męża w najmniej spoziewanych momentach... Ta przeklęta postać skłania widza do zwątpienia w kobiety, a to najgorsza potwarz, ech...



Na szczęście damskiego honoru broni Daniella Kertesz  jako Segen, tyle, ze biedna dziewczyna nie dostaje za to nagrody w postaci Brada, co jest oczywiście kolejnym minusem filmu.

 
Kolejny minus to rażąca głupota bohaterów i totalny brak logiki w ich zachowaniu. Wyobraź sobie drogi czytelniku, że wiesz co przyciąga zombiaki, więc kiedy musisz wejść pomiędzy nie co byś zrobił? Ja ustawiłabym gdzieś to, co je przyciąga i spokojnie poszła dalej. tymczasem nasi bohaterowie, wiedząc, że umarlaków przyciąga hałas po prostu starają się być cicho, a to jest totalny fail, bo wiadomo, że zawsze jak starasz się zachowywać cicho to coś ci wypadnie z donośnym trzaskiem! A wystarczyłoby zostawić gdziekolwiek włączoną komórkę, budzik, cokolwiek, żeby odwrócić ich uwagę, ale wiadomo wtedy byłoby zbyt łatwo.

Następny logiczny błąd razi jeszcze bardziej - gdybym wiedziała co przyciąga zombiaki od razu nadałabym to na falach radiowych, żeby to, co zostało z ludzkości mogło się jakoś bronić. Tymczasem nikomu nie przyszło to do głowy i co? Katastrofa gotowa. Mam tu oczywiście na myśli przypadek Jerozolimy w "World war Z". Swoją drogą film dość ciekawie podejmuje wątek syjonistycznego spisku, tak absurdalne, że autentycznie zabawne... Pfuu ale to brzmi niemal jakbym polecała "World war Z", a tak absolutnie nie jest.


No i jest jeszcze zła wiadomość dla fanek Brada - chociaż w "World war Z" ma świetną stylówę, to aktorsko nie zachwyca, niestety. Ale z drugiej strony czy można go winić za beznadziejny scenariusz? Cóż może komuś się to spodoba, a słyszałam już głosy, ze "World wa Z" jest podobno bardzo autentyczne, ale mnie naprawdę nie przekonują sceny w których zakorkowane ulice nagle robią się puste, żeby Brad mógł przejechać i uratować rodzinę...

A teraz ostateczny minus i potężny spoiler uwaga! Zagadka genezy zombiactwa nie zostaje w "World war Z" odkryta. Rozwiązanie problemu oczywisćie się znajduje, ale skąd się wziął, tego nie wiadomo. Wobec takiego zakończenia Brad mógł więc spokojnie posiedzieć z rodziną i trochę pomyśleć zamiast szlajać się po całym świecie i być świadkiem kolejnych katastrof, natomiast producenci mogli bez żalu oszczędzić tej szmiry widzom.

Podsumowując szkoda pieniędzy na bilet, a już na pewno na 3D. Ja obejrzałam tą porażkę na płasko i nie mam pojęcia jakie efekty specjalne w tym filmie można było pokazać w technologii 3D, bo nie zauważyłam żadnych godnych uwagi. Dodam też specjalnie dla smakoszy zombie-maskary, że "World War Z" nawet nie ma co pretendować do majstersztyków gatunku takich, jak moje ulubione Residenty.

Na koniec jak zawsze zostawiam wam trailer, po obejrzeniu go nie ma już na co iść do kina, nic lepszego już nie zobaczycie, dlatego serdecznie odradzam