Jeden z moich znajomych, któremu podrzuciłam „Zew
nocy” Keri Arthur, powiedział mi, żebym trzymała z daleka od niego kolejne
części tej historii, bo jak już zacznie się czytać, to nie można przestać.
Inna koleżanka, powiedziała mi, że nie można czytać tego książki w środkach komunikacji miejskiej, bo wiadome opisy są tak sugestywne, że człowiek chce się rzucić na któregoś ze współpasażerów. i to właściwie uważam już za najlepszą rekomendację dla Keri Arthur.
Inna koleżanka, powiedziała mi, że nie można czytać tego książki w środkach komunikacji miejskiej, bo wiadome opisy są tak sugestywne, że człowiek chce się rzucić na któregoś ze współpasażerów. i to właściwie uważam już za najlepszą rekomendację dla Keri Arthur.
Ja z jej książkami Arthur mam podobnie – wiem, ze
to bzdurki, wiem, że mogłabym czytać coś ambitniejszego, wiem że sceny seksu są napisane na jedno kopyto,
ale.. i tak czytam. Może po prostu każdy musi czasem przeczytać coś takiego dla
relaksu?
Oceniając
książki Keri Arthur po okładkach łatwo można się pomylić co do tego, że chodzi
o ten sam rodzaj paranormalnego romansu, do którego należy „Zmierzch”.
Tymczasem „Wschodzący księżyc” nie tylko został napisany rok wcześniej ale też
śmiało można go określić mianem anty-Zmierzchu, bo choć rzeczywiście mamy tu
wilkołaczo-wampirze romanse, to bynajmniej nikt nie czeka z seksem do ślubu.
Seks, seks
i jeszcze raz seks. To niemal główny wątek tej powieści. Bohaterka cyklu Zew nocy Riley Janson, jest w
połowie wilkołakiem, a w połowie wampirem, a w świecie stworzonym przez Keri
Andreson wilkołaki prze cały tydzień kiedy księżyc dochodzi do pełni czują
dziką potrzebę uprawiania seksu. Pech chce, ze właśnie na samym początku tego
feralnego, lub jak kto woli bardzo szczęśliwego tygodnia, brat Riley zostaje
porwany. I tak staje ona przed bardzo trudnym zadaniem - musi odnaleźć brata,
rozwiązać intrygę w którą została wplątana, nie dać się zabić dziwnym
kreaturom, które czyhają na jej życie, a przy okazji zaspokajać swoje
nienasycone potrzeby seksualne. Ufff wierzcie mi, że dziewczyna będzie musiała
się napracować...
A co z
fabułą? Oprócz seksu mamy tu temat na czasie czyli modyfikacje, klonowanie i
eksperymenty ze stworzeniem superosobnika posiadającego najlepsze cechy
wszystkich fantastycznych istot są całkiem intrygujące, zwłaszcza, że w trakcie
śledztwa okazuje się, że sama Riley została wciągnięta w te kwestie o wiele
głębiej niżby mogła podejrzewać...
Drugi tom przygód
wiecznie napalonej wilkołako-wampirki
Riley Jenson od razu zaczyna się akcją. Budzi się naga w dziwnym
miejscu, obok ciała ochroniarza którego zabiła chociaż niczego nie pamięta i
nie ma pojęcia gdzie się znalazła. Wie jednak, że musi uciec, a po drodze
spotyka sojusznika w postaci dosłownie i w przenośni – prawdziwego ogiera.
Udaje im się razem opuścić, dziwny ośrodek badawczy, gdzie zmiennokształtni
byli oddawani genetycznym eksperymentom, ale oczywiście to dopiero początek
kłopotów.
Riley będzie
musiała uciekać przed zmutowanymi niedźwiedziami, jaszczurkowatymi zabójcami i
tradycyjnymi snajperami, a przy okazji dowiedzieć się kto i dlaczego ją ściga.
W międzyczasie przyjdzie jej negocjować
warunki związku z przystojnym wampirem Quinnem, którego poznaliśmy na łamach poprzedniego
tomu, zostać kochanką, dawnego partnera Mishy, żeby uzyskać od niego potrzebne
informacji, a po drodze znaleźć jeszcze
jednego atrakcyjnego partnera, nie wspominając już o narowistym ogierze.
Nimfomanki naprawdę wymiękają przy Riley.
Scen seksu
znów nie zabraknie, zwłaszcza, że Riley używa go dla dobra śledztwa, a u lubionym
opisem uniesień bohaterki został niewątpliwie „kalejdoskop wrażeń
przetaczających się przez każdy zakamarek jej umysłu”. Ma go oczywiście za
każdym razem... Według mnie można było trochę bardziej się wysilić literacko...
W trzecim
tomie, według mnie najsłabszym, Riley wreszcie decyduje się na zostanie jedną
ze strażniczek po to aby skonfrontować się z Deshonem Starrem – doktorem No
całego zamieszania, które toczy się od pierwszego tomu cyklu. Jest to wyjątkowo
zły przestępca, który specjalizuje się w eksperymentach genetycznych, a przy
jest posiadaczem całkiem niczego sobie rezydencję gdzie prowadzi swoje brudne
interesy, sprowadza prostytutki dla swoich klientów i organizuje walki kobiet.
Właśnie w
kamuflażu przyszłej uczestniczki zmagań w błocie w pojawi się tam Riley Jenson.
I tu już fabuła zupełnie przestaje mieć sens, ale przecież nie po to czyta się
takie książki jak „Kuszące zło”, żeby czepiać się szczegółów... Riley chociaż
zgodnie z panującymi w rezydenci zasadami paraduje nago po posiadłości ani razu
nie bierze udziału w rzekomych walkach w błocie, ale za to przez cały czas
dzielnie szpieguje i idzie jej to nad wyraz dobrze. Co prawda poprzednich
tomach musiała się bardziej napracować, bo tu idzie jej jak z płatka, ale w
końcu ma za sobą przeszkolenie strażniczki no i zyskuje niespodziewanych
sojuszników, bo jak się okazuje wyjątkowo wiele osób nienawidzi Deshona Starra.
Fanom
literatury, która kwalifikuje się do literackiego Nobla odradzam. W tym
względzie wiele kwestii tu szwankuje, a już zwłaszcza dialogi. Jednak jeśli
komuś niestraszne kły, pazury i seks, polecam, bo romantyczna miłość, nieśmiałe
pocałunki i westchnienia do księżyca... to nie ten adres.
W sumie Keri
Arthur mogła bardziej się postarać, bo sam pomysł na fabułę oparty o genetyczne
eksperymenty i stworzenie istoty będącej super-bronią poprzez krzyżowanie
różnych gatunków istot paranormalnych od samego początku bardzo mi się podobał,
jednak z każdym kolejnym tomem czułam się w tej kwestii coraz bardziej
rozczarowana. Dzieje się tak ponieważ przy równoczesnej lekkości w czytaniu,
cały wątek sensacyjny jest tak skomplikowany, że wypadałoby rozpisać sobie na
kartce kto i w jaki sposób jest w cala aferę zamieszany, żeby jakoś się tym
połapać. Bo nagle ni stąd ni zowąd okazuje się niemal wszyscy z bliskiego
otoczenia Riley byli tak czy inaczej zamieszani w sprawę, że wręcz absurdalne
wydaje się to, że ani jej, ani jej bratu Rhoanowi (który jest strażnikiem od
dawna) nie udało się zauważyć nic podejrzanego. No ale cóż w końcu Riley nie
odnosi swoich sukcesów dzięki ruszaniu głową....;]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz