piątek, 29 marca 2013

Dragon Age Zombie

Nigdy wczęsniej mi się to nie zdarzyło, naprawdę staram się powstrzymywać, próbuję o tym nie myśleć i zerwać z tym obsesyjnym nałogiem, ale niestety nie mam wystarczająco dużo silnej woli. Co gorsza moja elfia czarodziejka, którą zabijam olbrzymie pająki, demony, hurloki, wrogich rycerzy, no i oczywiście smoki, ma jej o wiele więcej niż ja;]

Tak, tak dzisiaj będzie o tym jak to się stało, że siedem godzin spędzone na gapieniu się w ekran telewizora z padem w ręku mija mi jakby było to ledwie 10 minut i wciąż mi mało! Mowa oczywiście o tytułowym Dragon Age'u, który stał się moim najnowszym nałogiem.


Zaczęło się bardzo niewinnie, którejś soboty wieczorem od niechcenia rzekłam do Współgremlinsa, że pograłabym w coś fajnego, na co on nie czekając długo pobrał mi na konsolę pierwszego Dragon Age'a, którego sam zresztą przeszedł ze dwa lata temu. Było to mniej więcej o godzinie 20, a do rzeczywistości wróciłam, dopiero o czwartej nad ranem przypominając sobie ze zgrozą, że mam tylko trzy godziny na sen, bo rano trzeba wstać i pójść poprowadzić zajęcia dla na studiach zaocznych. Zajęcia poszły nieźle, ale potem było już tylko gorzej, a właściwie to lepiej, bo moje życie w Fereldenie okazało się o wiele ciekawsze niż to prawdziwe;]

O tamtej pamiętnej soboty moja ulubioną stroną stał się poradnik dotyczący Dragon Age'a (tak mam chore ambicje przejść absolutnie KAŻDĄ misję), a w moich snach zaczęły się pojawiać rozmaite podpowiedzi na temat tego jaką taktykę zastosować wobec co trudniejszych wrogów. I tak z każdym dniem zmieniałam się w zombie, z którego to stanu chyba jeszcze do końca nie wyszłam;] A wszystko to dlatego, że studio EA naprawdę się przyłożyło do tej produkcji, o czym świadczy choćby poniższy trailer:


Dla mnie największą zaletą tej gry jest fakt, że świat Dragon Age'a jest niesamowicie rozległy, a możliwości eksploracji są spore i zapewniają niemal 100 godzin świetnej rozrywki (oczywiście nie licząc powtórek;).

Główny wątek może nie powala swoją finezja, ale poboczne zadania, które trzeba wykonać, aby go kontynuować sprawiają, że gra się w niego lepiej niż nieźle. Fabularnie wygląda to tak, że jesteśmy świeżym rekrutem Szarej Straży - rycerzy wyspecjalizowanych w wybijaniu mrocznych pomiotów, które z głębi piekieł nacierają na nasze rodzinne Ferelden. Niestety tak się nieszczęśliwie składa, że już na początku gry zostajemy niemal ostatnim żywym strażnikiem i to na nas spoczywa zadanie zgromadzenia całej armii do pokonania plugawców z arcydemonem na czele. Żeby jednak ludzie, elfy i krasnoludki przyłączyły się do naszej zbożnej misji będziemy musieli wykonać dla nich trochę brudnej roboty i tu zaczynają sie nasze cudowne przygody...

Mimo osadzenia w tolkienowskim wyobrażeniu fantasy, świat dragon Age'a zbyt bajkowy nie jest. Pełno tu ludzi złych i podłych - zdrajców, trucicieli, intrygantów, handlarzy niewolników, zbójów, nieuczciwych kupców, żądnych władzy magów, opętanych królów, zbzikowanych kultystów itp., itd. Niektóre z Dragon Age'owych historii są wręcz przytłaczające, dla mnie najbardziej dołująca była ta dotycząca patronki Brandy, opowiadana w wyliczankach Hespith, brrrr....Ale oczywisćie gdyby było zbyt różowo nie byłoby wesoło, no i gdyby wszyscy byli dobrzy nie było by kogo mordować, a przecież nie ma to jak satysfakcja z ubicia smoka czy zabicia jakiegoś złego czarodzieja. 

Do dyspozycji mamy sporo wyborów natury etycznej, ale ja jak to zazwyczaj bywa nie mogę się oprzeć i jestem beznadziejnie dobra. Tzn. zabijam wszystkie złe postaci, ale to jest przecież dobre;] (alternatywą jest pozwolić im żyć, ale to już by było zbyt wiele).

Gra się drużynowo, co jest naprawdę niezłym rozwiązaniem, bo zmusza do myślenia i dobierania drużyny w taki sposób, aby efekt był optymalny. Każdy członek drużyny ma bowiem inne zdolności i w różnych sytuacjach przydają się różne kombinacje. Wielkim plusem polskiej wersji gry jest także doskonały dubbuing. Jednym z moich ulubieńców z drużyny jest Sten, nad którego przyjemnym głosem zachwycałam się dopóki nie dowiedziałam się, że użycza mu go nie kto inny, a sam Pan Kleks czyli Piotr Fronczewski. Po nabyciu tej wiedzy jego droczenie się z Morrigan o zabarwieniu sado-maso brzmiało już trochę inaczej:D

Nie ma co się dłużej rozwodzić, gra jest naprawdę świetna, i w sumie jest trochę jak książka, jednak o tyle lepsza, że tu historię można przeżyć samemu no i w pewnym sensie po swojemu. Od jakiegoś juz czasu klasyczne fantasy mnie nudzi, tu jednak jest naprawdę wciągające, a pisze to tuż przed swoją finałową misją. Żegnam więc i do napisania, kiedy już skończę grać;]

Brak komentarzy: