Miałam pisać trochę o czymś innym, ale najnowsza okładka "Wprost" z moją popkulturową ulubienicą Dodą sprawiła, że przypomniało mi się z jaką przyjemnością czytałam sobie o kościele u Jacka Piekary.
A więc dzisiaj będzie o absurdach naszego przenajświętszego kraju i innych herezjach, więc uwaga! Grzecznie cię uprzedzam drogi czytelniku, jeśli wierzysz w pana B i najlepiej czujesz się na nieszporach, mój wpis Cię nie zainteresuje.
Dorota Rabczewska (fot. Maksymilian Rigamonti) "Wprost" |
Doda najlepiej opowiada sama o sobie, więc nie będę jej wyręczać, a wszystko co ma do powiedzenia o swoim wyroku przeczytamy klikając w magiczne słowo WPROST.
Ja tymczasem zajmę się Jackiem Piekarą, bo w porównaniu z jego kunsztem w o(bna)brażaniu kościoła słowa o "napruciu winem i ziołami" to wręcz komplement. Sądzę, że gdyby indeks ksiąg zakazanych nadal funkcjonował Piekara ze swoimi książkami nigdy nie schodziłby z pierwszej dziesiątki. Bo lektura jego cyklu o inkwizytorze zdecydowanie nie jest dobrym pomysłem dla tych, co to mają boga w sercu.

Zacznijmy od tego za co naprawdę polubiłam pana Jacka. Niestety żyjemy w kraju gdzie ludzie biją się o krzyż, w którym trzeba bardzo uważać, żeby nie obrazić czyichś uczuć religijnych, a bycie ateistą to niezrozumiała fanaberia.
Jakby tego było mało kościół katolicki nie tylko nie płaci podatków, ale jeszcze dostaje procent z ogólnej puli i ciągle domaga się jakichś rekompensat. Jednym słowem biedny nie jest, ale i tak mu mało. A żeby wykształcić sobie grupę płatników mocno siedzi w edukacji wymuszając przymusową religię i nauczanie wychowania seksualnego tfuuu.... "przystosowania do życia w rodzinie" przez swoich agentów.
Swoją drogą nigdy nie zapomnę jak ksiądz proboszcz spoliczkował mojego kolegę z podstawówki za to, że w trakcie przygotowań do komunii był niegrzeczny w kościele. Kościoły naprawdę mają wspaniałą akustykę, ach ten trzask! Powinno się w nich wymierzać kary publiczne. Spokojnie, żartuję, ale wtedy po raz pierwszy zrozumiałam, że coś nie gra w tej wspaniałej religii miłości, skromności i pokory.
Swoją drogą nigdy nie zapomnę jak ksiądz proboszcz spoliczkował mojego kolegę z podstawówki za to, że w trakcie przygotowań do komunii był niegrzeczny w kościele. Kościoły naprawdę mają wspaniałą akustykę, ach ten trzask! Powinno się w nich wymierzać kary publiczne. Spokojnie, żartuję, ale wtedy po raz pierwszy zrozumiałam, że coś nie gra w tej wspaniałej religii miłości, skromności i pokory.

Wracając do książek, to cykl o Inkwizytorze naprawdę nie należy do radosnych historyjek, ale jakże szeroko się uśmiechałam czytając jego sarkastyczne, a zarazem jakże trafne uwagi. A czy można wybrać lepszą instytucję, żeby pokazać miłosierdzie kościoła katolickiego niż Święte Oficjum. Ileż ono dobrego zrobiło dla ludzkości! I wciąż robi, bo przecież kościół od czasów średniowiecza nie uległ wielkim zmianom, a wyroki dla Nieznalskiej i Dody, pokazują, jakich dzielnych rycerzy wciąż produkuje ta wiara. Różnica polega na tym, że dziś polowania na czarownice rozgrywają się nie na salach tortur i na stosie, a w sądach i mediach.
Zresztą akcja książek Piekary toczy się w bliskiej sercu Europejczyka, lecz alternatywnej
rzeczywistości. Drobną różnicą są tu przede wszystkim pewne teologiczne
szczegóły, bo w świecie, w którym żyje Mordimer, bóg chrześcijan,
zdecydowanie nie należy do miłosiernych. Ale różnice doprawdy są
minimalne. Zresztą zawsze było dla mnie zaskakujące, zważając na
historię kościoła katolickiego, że ośmiela się on nadal nazywać boga
miłosiernym, bo jak wiemy przykładem nie świecił, a już zwłaszcza w
czasach inkwizycji. U Piekary już sam symbol inkwizytora jest niezwykle
wymowny, mianowicie jest nim złamany krzyż, znany także jako swastyka.
Doprawdy zachwyciła mnie ta wizja, w której to właśnie kościół jest
narzędziem szatana.

I to właśnie owa postać inteligentnego, ironicznego służbisty jest największą zaletą książek Piekary. Dochodzenia, które prowadzi, ani jego poczynania do najbardziej spektakularnych nie należą, ot skazuje niewinne dzieci na pewną śmierć, wykorzystuje kobiety, łapie pożytecznych czarowników, ale przede wszystkim ściąga do miast święte oficjum, które zazwyczaj kończy się kilkoma stosami.
Nic wielkiego. Jak na spektrum możliwości, które daje profesja inkwizytora dawki okrucieństwa Piekara stosuje dość umiarkowanie. Natomiast nie można mu odmówić tego, że choć nie przesadza z krwawymi opisami to sugestywnie nakreśla dalsze losy nieszczęśników. Biada więc bujnej wyraźni czytelników.
Wracając do meritum, żeby was nie zanudzić. Gdyby Doda była moją przyjaciółką w tej niewesołej sytuacji od razu poleciłabym jej lekturę książek Jacka Piekary, zobaczyłaby, że w gruncie rzeczy ma do czynieni nie z wyznaniem a z mafią, której macki sięgają każdej publicznej instytucji w naszym pięknym kraju. W tym sądów.
Co do Piekary to zgadzam się z nim zawsze kiedy wypowiada się na temat kościoła, natomiast nie zgadzam się z nim nigdy kiedy wyznaje miłość swojej ulubionej partii politycznej. Zresztą jego nowsze książki nie są już takie urocze jak te pierwsze. Słyszałam, że to przez to, że przestał pić, ustatkował się ma dziecko, a nawet buduje dom. Ja mam męża, więc to nie dla mnie, ale sądzę, że jest to pomysł, żeby jakaś jego wierna fanka uwiodła go zrujnowała mu życie rodzinne i znów doprowadziła do picia na umór, może wreszcie napisałby Rzeźnika z Nazaretu.
Szkoda, że szczęście tak rozpieściło nam wiernego sługę. Biedny Mordi, jakoś tak zmiękł w ostatnich trzech książkach - licząc datami wydania. Zdecydowanie nie jest już tym samym facetem, który zostawił zakochaną w nim kobietę Kostuchowi. Bo Piekara, jak chce potrafi zagrać na tych samych strunach co absolutny geniusz Lars von Trier. A ten wierzy w pana B choć zrobił pięknego Antychrysta, o którym być może kiedyś napiszę, bo to naprawdę godny uwagi film.
Myślę, że Inkwizytor byłby podstawą do doskonałego scenariusza filmu, albo gry i może ktoś bystry wreszcie na to wpadnie. Byleby nie reżyserował Marek Bordzki...
2 komentarze:
"A robi to tak, jakby czytał mi w myślach"
to poważny zarzut
No bez przesady:]
Prześlij komentarz