poniedziałek, 2 lipca 2012

Jacek Piekara, Doda i ja czyli o kościele i książkach

Miałam pisać trochę o czymś innym, ale  najnowsza okładka "Wprost" z moją popkulturową ulubienicą Dodą sprawiła, że przypomniało mi się z jaką przyjemnością czytałam sobie o kościele u Jacka Piekary.
A więc dzisiaj będzie o absurdach naszego przenajświętszego kraju i innych herezjach, więc uwaga! Grzecznie cię uprzedzam drogi czytelniku, jeśli wierzysz w pana B i najlepiej czujesz się na nieszporach,  mój wpis Cię nie zainteresuje. 

Dorota Rabczewska (fot. Maksymilian Rigamonti) "Wprost"

Doda najlepiej opowiada sama o sobie, więc nie będę jej wyręczać, a wszystko co ma do powiedzenia o swoim wyroku przeczytamy klikając w magiczne słowo WPROST.

Ja tymczasem zajmę się Jackiem Piekarą, bo w porównaniu z jego kunsztem w o(bna)brażaniu kościoła słowa o "napruciu winem i ziołami" to wręcz komplement. Sądzę, że gdyby indeks ksiąg zakazanych nadal funkcjonował Piekara ze swoimi książkami nigdy nie schodziłby z pierwszej dziesiątki. Bo lektura jego cyklu o inkwizytorze zdecydowanie nie jest dobrym pomysłem dla tych, co to mają boga w sercu.

Książki Piekary jakoś nigdy mnie nie kusiły, ale jak tylko przeczytałam jedną nie było już odwrotu - dosłownie pochłonęłam wszystkie pozostałe. Aż było mi szkoda, że są takie krótkie, bo od razu polubiłam pana Jacka  za talent, erudycję i  bezkompromisowość w wyrażaniu swoich poglądów.  Przynajmniej dopóki nie zajrzałam na jego bloga i nie przeczytałam zbioru opowiadań "Mój przyjaciel Kaligula". Te przykre doświadczenia trochę ostudziły moja sympatię do Piekary jako człowieka, ale bynajmniej nie umniejszyły wielkiego uznania, jakim darzę jego pisarstwo. Powiedzieć o nim że należy do najlepszej fantastyki w Polsce nie jest żadną przesadą, a najlepiej świadczą  o tym liczne wznowienia jego książek.

Zacznijmy od tego za co naprawdę polubiłam pana Jacka.  Niestety żyjemy w kraju gdzie ludzie biją się o krzyż, w którym trzeba bardzo uważać, żeby nie obrazić czyichś uczuć religijnych, a bycie ateistą to niezrozumiała fanaberia. 

Jakby tego było mało kościół katolicki nie tylko nie płaci podatków, ale jeszcze dostaje procent z ogólnej puli i ciągle domaga się jakichś rekompensat. Jednym słowem biedny nie jest, ale i tak mu mało. A żeby wykształcić sobie grupę płatników mocno siedzi w edukacji wymuszając przymusową religię i nauczanie wychowania seksualnego tfuuu.... "przystosowania do życia w rodzinie" przez swoich agentów.

Swoją drogą nigdy nie zapomnę jak ksiądz proboszcz spoliczkował mojego kolegę z podstawówki za to, że w trakcie przygotowań do komunii był niegrzeczny w kościele. Kościoły naprawdę mają wspaniałą akustykę, ach ten trzask! Powinno się w nich wymierzać kary publiczne. Spokojnie, żartuję, ale wtedy po raz pierwszy zrozumiałam, że coś nie gra w tej wspaniałej religii miłości, skromności i pokory.

5 tys. zł to pewnie dla Dody para nowych butów, ale szanuję ją za to, że nie zamierza tego płacić, a zgłosić sprawę w strasburskim trybunale. Jednak sam fakt, ze został skazana najalpeiej pokazuje jak wiele trzeba odwagi, aby pisać o kościele tak, jak robi to Piekara. A robi to tak, jakby czytał mi w myślach z prawdziwą wirtuozerią wymierzając kolejne szpile ironii w stronę hipokryzji, chciwości i zepsucia obyczajowego  kościoła katolickiego. Osobiście uważam, że jeśli ktoś chce być księdzem to powinien żyć jak Jezus, skromnie i pokornie, a nie obwieszać się złotymi szarfami.

Wracając do książek, to cykl o Inkwizytorze naprawdę nie należy do radosnych historyjek, ale jakże szeroko się uśmiechałam czytając jego sarkastyczne, a zarazem jakże trafne  uwagi. A czy można wybrać lepszą instytucję, żeby pokazać miłosierdzie kościoła katolickiego niż Święte Oficjum. Ileż ono dobrego zrobiło dla ludzkości! I wciąż robi, bo przecież kościół od czasów średniowiecza nie uległ wielkim zmianom, a wyroki dla Nieznalskiej i Dody, pokazują, jakich dzielnych rycerzy wciąż produkuje ta wiara. Różnica polega na tym, że dziś polowania na czarownice rozgrywają się nie na  salach tortur i na stosie, a w sądach i mediach.

Zresztą akcja książek Piekary toczy się w bliskiej sercu Europejczyka, lecz alternatywnej rzeczywistości. Drobną różnicą są tu przede wszystkim pewne teologiczne szczegóły, bo w świecie, w którym żyje Mordimer, bóg chrześcijan, zdecydowanie nie należy do miłosiernych. Ale różnice doprawdy są minimalne. Zresztą zawsze było dla mnie zaskakujące, zważając na historię kościoła katolickiego, że ośmiela się on nadal nazywać boga miłosiernym, bo jak wiemy przykładem nie świecił, a już zwłaszcza w czasach inkwizycji. U Piekary już sam symbol inkwizytora jest niezwykle wymowny, mianowicie jest nim złamany krzyż, znany także jako swastyka. Doprawdy zachwyciła mnie ta wizja, w której to właśnie kościół jest narzędziem szatana. 

A wyjątkowo biegłym wśród powyższych narzędzi jest nie kto inny jak główny bohater książek Piekary czyli Mordimer Madderin. Jak sam o sobie mówi - skurwysyn - jest totalnie urzekający, za każdym razem gdy przedstawia swą pokorną, oddaną bogu, nienawykłą do wygód i jedynie spełniającą swoje obowiązki osobę. Co za szelma! Inkwizytora nie wypada wszak lubić, ale Mordimera nie lubić się nie da.

I to właśnie owa postać inteligentnego, ironicznego służbisty jest największą zaletą książek Piekary. Dochodzenia, które prowadzi, ani jego poczynania do najbardziej spektakularnych nie należą, ot skazuje niewinne dzieci na pewną śmierć, wykorzystuje kobiety, łapie pożytecznych czarowników, ale przede wszystkim ściąga do miast święte oficjum, które zazwyczaj kończy się kilkoma stosami.

Nic wielkiego. Jak na spektrum możliwości, które daje profesja inkwizytora dawki okrucieństwa Piekara stosuje dość umiarkowanie. Natomiast nie można mu odmówić tego, że choć nie przesadza z krwawymi opisami to  sugestywnie nakreśla dalsze losy nieszczęśników. Biada więc bujnej wyraźni czytelników.

Wracając do meritum, żeby was nie zanudzić. Gdyby Doda była moją przyjaciółką w tej niewesołej sytuacji od razu poleciłabym jej lekturę książek Jacka Piekary, zobaczyłaby, że w gruncie rzeczy ma do czynieni nie z wyznaniem a z mafią, której macki sięgają każdej publicznej instytucji w naszym pięknym kraju. W tym sądów.

Co do Piekary to zgadzam się z nim zawsze kiedy wypowiada się na temat kościoła, natomiast nie zgadzam się z nim nigdy kiedy wyznaje miłość swojej ulubionej partii politycznej. Zresztą jego nowsze książki nie są już takie urocze jak te pierwsze. Słyszałam, że to przez to, że przestał pić, ustatkował się ma dziecko, a nawet buduje dom. Ja mam męża, więc to nie dla mnie, ale sądzę, że jest to pomysł, żeby jakaś jego wierna fanka uwiodła go zrujnowała mu życie rodzinne i znów doprowadziła do picia na umór, może wreszcie napisałby Rzeźnika z Nazaretu.

Szkoda, że szczęście tak rozpieściło nam wiernego sługę. Biedny Mordi, jakoś tak zmiękł w ostatnich trzech książkach - licząc  datami wydania. Zdecydowanie nie jest już tym samym facetem, który zostawił zakochaną w nim kobietę Kostuchowi. Bo Piekara, jak chce potrafi zagrać na tych samych strunach co absolutny geniusz Lars von Trier. A ten wierzy w pana B choć zrobił pięknego Antychrysta, o którym być może kiedyś napiszę, bo to naprawdę godny uwagi film.

Myślę, że Inkwizytor byłby podstawą do doskonałego scenariusza filmu, albo gry i może ktoś bystry wreszcie na to wpadnie. Byleby nie reżyserował Marek Bordzki...

2 komentarze:

Xitami pisze...

"A robi to tak, jakby czytał mi w myślach"
to poważny zarzut

Czytający Gremlin pisze...

No bez przesady:]