piątek, 22 czerwca 2012

Śnięta Śnieżka w szponach Normy Desmond

Wierzcie mi chciałam to opisać krótko i konkretnie, ale jak już się wgłębiłam w temat to nie mogłam przestać - jest aż tak wiele powodów, dla których nie podobała mi się "Śnieżka i Łowca", że chyba mogłabym na podstawie tego filmu napisać podręcznik "Jak nie robić filmów rozrywkowych". Mam nadzieję, że nie będę przynudzać, a jeśli zniechęcicie się w trakcie czytania, to mówię już na wstępie - szkoda czasu na ten film, a ja po raz pierwszy od niepamiętnych czasów chciałam wyjść z kina w trakcie seansu.



Pytanie, które zadawałam sobie przez cały ten film brzmiało, dlaczego rolę Śnieżki dostała Kirsten Stewart, a skoro już ją dostała to dlaczego reżyser nie powiedział jej jak ma grać? Nie piszę tego wrednie po prostu bądźmy uczciwi - Kirsten nie jest ani szczególnie piękna, ani utalentowana, więc w sam raz nadawała się do roli Belli w Zmierzchu. W "Śnieżce i Łowcy" pokazał, że granie przeciętnej dziewczyny było w sam raz na jej możliwości, bo niestety nie poradziła sobie z wydawałoby się nieskomplikowaną rolą królewny.

Spotkałam się też z opinią, że Kirsten gra tylko jedną miną i ze smutkiem przyznaję - to jest prawda. Ta mina to lekko zmarszczone brwi, wyraz zmartwienia na twarzy i wiecznie rozchylone usta (patrz poniżej). A wystarczyło by je zamknąć i już mielibyśmy minę nr. 2, ale niestety ktoś uznał, że nieustające zatroskanie i otwarta buzia, to wyraz najwyższego aktorskiego kunsztu. A tym kimś był zapewne Rupert Sanders reżyser tego gniota, dla którego był to zresztą debiut. 


Z kolei aż za dużo talentu ma Charlize Theron, która po tym jako dostała zupełnie niezasłużonego Oskara w 2003 roku (naprawdę były wówczas lepsze kandydatury), nie może się powstrzymać, żeby nie grać aż nadto dramatycznie. W nudnym Monsterze za którego dostała nagrodę pozwoliła się oszpecić i chyba to było dowodem jej talentu (naprawdę nie rozumiem dlaczego jest to poświęcenie dla pięknej kobiety?), natomiast w Śnieżce gra w pełni swoją urodą i żebyśmy za bardzo nie skupiali się na tym jaka jest ładna Charlize dokłada sporo starań, żeby nadać swojej postaci szekspirowskiego dramatyzmu. W efekcie otrzymujemy miksturę Michelle Pferiffer z "Gwiezdnego pyłu" z moją ulubienicą Normą Desmond czyli Glorią Swanson z Bulwaru zachodzącego słońca.



Trzeba to przyznać Michelle, że swoją rolę wiedźmy zagrała z klasą i z pazurem. Niestety Charlize nie dostała takiej szansy, bo scenarzyści postanowili pogłębić postać złej macochy nieszczęśliwym dzieciństwem i patologiczną relacją z bratem (Finn wygląda dosłownie jak Gizbern po latach;). I tak zamiast zagrać seksowną i złą czarownicę, zwyczajnie opanowaną obsesją urody, ona krzyczy, płacze i niemal rwie sobie włosy z głowy, jeszcze brakuje, żeby piła w samotności. Trochę to nie na miejscu jak na bajkę.

Chociaż Chris Hemsworth jest w tym filmie taki, jaki powinien być i nie mam mu nic do zarzucenia oprócz tego, że ZNÓW NIE ZDJĄŁ KOSZULKI! Ludzie, przecież po to zatrudnia się takich aktorów, jak on! Jest tu jakaś wewnętrzna sprzeczność.



Rupert Sanders musi być wielkim romantykiem, bo strasznie lubi dłużyzny rodem z "Władcy Pierścieni" i tak mamy kolejny minus - niepotrzebne sceny, które nic nie wnoszą do akcji. Z dwóch godzin filmu można by bez szkody dla fabuły wyciąć pół godziny. Mam nawet swoje propozycje - scena w której Śnieżka się modli w swojej celi, pogrzeb karzełka z rzewnymi piosenkami, połowa wędrówki przez las i wszystkie sceny batalistyczne. Naprawdę jak złym reżyserem trzeba być, żeby spieprzyć "Królewnę Śnieżkę"? A już ogłosili, że będzie druga część tej porażki, więc Rupert musi mieć dobre znajomości w Hollywood, bo zapewniam was jego film nie spodoba się nikomu poza ultrasami Zmierzchu. Wiem jak to podszyte hejtem, ale się nie powstrzymam, bo chcę to wyrazić głośno - Rupert jesteś kompletnym beztalenciem!

Co do krasnoludków, to temat został całkiem nieźle rozegrany, gdyby nie to, że znają one tylko fekalne dowcipy, a jeden z nich to prawdziwy filozof. Mam na myśli najstarszego z karzełków, który zawsze natchnionym głosem wypowiadał oczywistości w rodzaju "Ona jest wybrana", "Czar został zdjęty" itd. Tak, żenujące, że nawet nie można było się w tego pośmiać.

Rozumiem, że miało to być nowe spojrzenie na starą bajkę czyli, ze Śnieżka nie jest już pasywną i naiwną dziewczyną, a walczy o swoje. Że nie jest zdobywana i ratowana przez księcia, ale sama się ratuje i woli prostego leśniczego. No i wreszcie, że sama musi zabić złą królową. Może i by to wszystko miało sens, ale reżyser włożył w to dużo za dużo patosu i niemiłosiernie rozciągnął fabułę. Najwyraźniej nie z każdej bajki da się się zrobić wielką historię o powstaniu, rewolucji i zwycięstwie szlachetnych ideałów wolności. Amerykanie mają niestety tę okropną manierę, że stosują ów chwyt zbyt często (a już szczególnie w tak idiotycznych filmach, jak Transformersy), aż samie wiecie co może przyjść do głowy, albo wyjść z żołądka jak się to widzi po raz setny.

"Śnieżce i łowcy" nie można odmówić jednak dwóch rzeczy, którymi są bardzo dobrze zrobione efekty specjalne i przepiękne stroje złej królowej. Collen Atwood, która stworzyła kostiumy do filmu jest  mistrzynią, a wszystkie suknie Charlize są olśniewające. Naprawdę wizualnie jest to bardzo ładny film, szkoda tylko, że efektu nie dopełnia sensowna treść.

Jeśli chodzi o trailer to w sumie zawiera najlepsze sceny i po obejrzeniu go nie ma już po co nudzić się w kinie.

Śnieżka i łowca 
Reżyseria: Rupert Sanders





Brak komentarzy: