poniedziałek, 4 czerwca 2012

W dziwnej sprawie gadajacego orangutana


Jest to dokładnie 342 strona przygód Burtona i Swinburne'a kiedy te oto cztery słowa eksplodowały w mojej głowie: "TA KSIĄŻKA JEST ZAJEBISTA". Z reguły ten moment jest o wiele trudniej określić, ale orangutan zapowiadający, że za chwilę opowie czytelnikowi historię samego Skaczacego Jacka (za którym przez wszystkie poprzednie strony bezskutecznie uganiali się główni bohaterowie książki) bije wszystkie znane mi suspensy na głowę. A do tego bardzo zgrabnie wprowadza do książki element powieści szkatułkowej;]



Chyba jest mi wciąż wesoło, ale to dlatego, że "W dziwnej sprawie skaczącego Jacka" to naprawdę wesoła książka. A jeśli podobała wam się nowa wersja Sherlocka Holmesa z Robertem Downey Jr, to jest to zdecydowanie coś dla was. No bo co tam śmierć niewinnych, próby gwałtów, porywanie dzieci i eksperymenty genetyczne, skoro głównym bohaterem jest przystojny szelma, który łączy w sobie urok gentlemana i temperament awanturnika. Kto się przejmował tym wszystkim w Sherlocku, skoro na pierwszym planie był nonszalancki czaruś? Ja na pewno nie i dokładnie tak samo uległam urokowi postaci stworzonych przez Marka Hoddera.

"W dziwnej sprawie Skaczącego Jacka" trudno zakfailifikowac jednoznacznie, bo mamy tu trochę klimatu steampunka, trochę kryminału wiktoriańskiego, trochę  powieści awanturniczej, trochę komedii i trochę historii. Z wszystkiego co dotychczas czytałam książka Hoddera najbardziej przypomina mi wiktoriańską Anglię stworzoną przez Gali Carriger z jej uroczą Alexią Tarabotti. Aż szkoda, że ta przedsiębiorcza dziewczyna znalazła już sobie męża, bo myślę, że Burton byłby zdecydowanie w jej typie;]

Co ciekawe Hoodder nie do końca wymyślił sobie swoich bohaterów, a po prostu wybrał kilka spośród najciekawszych postaci  XVIII- wiecznej Anglii i nieco "doprawił" ich życiorysy. Swoją drogą facet nie jest chyba ewolucjonistą sadząc po tym co zrobił w swojej chorej wyobraźni z Charlesem Darwinem...ale Darawin to zaledwie postać drugoplanowa, bo na głównej linii frontu umieścił Sir Richarda Francis'a Burton'a oraz Algernona Charles'a Swinburne'a. Jakby ich prawdziwe życie było nieciekawe...

W każdym razie historia nie potoczyła się jak trzeba, królowa Wiktoria zginęła w zamachu, w Londynie panoszą się technicy i eugenicy, ulice są pełne maszyn, a powietrze smogu. Do tego wilkołaki polują na kominiarczyków, a legendarny zboczeniec Skaczący Jack znów zaczął atakować. 

Wszystko to ma za zadanie ogarnąć Burton. I jeśli wydaje wam się, że pogoń za facetem zdzierającym z dziewczyn sukienki to objechana historia, w takiej odsłonie jaką prezentuje Hodder na pewno jeszcze jej nie słyszeliście.

Mój zachwyt, któremu dałam tak duży wyraz na samym początku wciąż jest spory, a jednak niepełny. Wszak strona 342 to jest szczytowy moment, na który niestety trzeba najpierw się wdrapać, i który ma też swój spadek  pod koniec powieści, więc nie napalajcie się na gadającą małpę co drugą stronę...

Konkludując - czytało się fajnie i choć początek jest przynudnawy warto przez niego przebrnąć. Później jakoś to idzie do strony 342, potem już ciężko się oderwać, a jeszcze później znów robi się nudno. Ale i tak warto, a ja już cieszę się na kolejny tom czyli "W zdumiewającej sprawie Nakręcanego Człowieka".

Aaaa i zanim zaczniecie czytać lepiej zaopatrzcie solidnie domowy barek (najlepiej w burbona, porto i angielskie piwo), bo to jest wręcz okrutne jak szerokim strumieniem płynie w tej powieści alkohol i nie sposób nie pić w trakcie czytania


Autor: Mark Hodder
Tytuł: W dziwnej sprawie Skaczącego Jacka
  Wydawnictwo: Fabryka Słów 2012

Brak komentarzy: