środa, 4 lipca 2012

Nie taki diabeł toporny jak zapowiadała okładka

Żeby nie było, że nie czytam tyle, ile przystało ogarniętemu gremlinowi - ostatnio pochłonęłam niemal 900-stonicową historię a la Harry Potter czyli Wrzawę śmiertelnych Erica Nylunda. historia stara jak świat tyle, że razy dwa, bo zamiast jednej mam tu dwie sierotki, które będą musiały dorosnąć, nauczyć się odróżniać dobro od zła, odkryć jakie są silne jeśli tylko chcą itd. 

Dlaczego jednak na okładce mamy jakiegoś nieudanego diabła a nie sierotki? No cóż wydawcy trochę strzelili tu sobie w kolano odpowiadając na najciekawsze pytanie na tylnej okładce. Słowa "Luke I'm your father" nie powinny przecież padać tak od razu, przyjemniej by było, jakby czytelnik sam mógł dojść do tego, kto jest tatusiem sierotek.


Sam pomysł z ojcem-szatanem wydawał mi się objechany i komiczny, no bo czy można to zrobić lepiej niż w "Dziecku Rosemary"?  Mimo to Nylund całkiem nieźle sobie poradził wplatając ten wątek w powieść dla nastolatków.

W każdym razie mimo tych małych niedogodności czytało się nieźle i polecam jeśli wasze dzieciaki są nerdami tak jak ja lubią solidne cegłówki. Aż nie ma sensu się powtarzać link do mojej recenzji jest TUTAJ.

Brak komentarzy: