środa, 26 czerwca 2013

Lord save us from the Legend of the Seeker!

Nie pomnę już jak długo dzisiejszy post wisiał sobie w wersjach roboczych czekając aż zdarzy mi się ten lepszy dzień, kiedy do niego wrócę. Najwyraźniej jednak wszystkie drogi prowadzą do Terryego Godkinda...
Przeprowadzka, kartony, pakowanie książek, sporo kurzu no i oczywiście nostalgia. Nie wiem, czy świadomie czy nie jako pierwszy spakowałam oczywiście Miecz Prawdy. Tak już mam, że jak wezmę książkę do ręki to muszę do niej zajrzeć, i tak w trakcie przeglądania drogiego mi cyklu (zwłaszcza przy tomach z dedykacjami) naszły mnie refleksje nad tym jak to jest, że wspaniałe rzeczy z czasem zmieniają się żenujące porażki? Cóż na pewno sporą część winy za całe zło tego świata ponosi Sam Raimi i to wcale nie za sprawą "Evil Dead".


"Sam Raimi" -  kiedy myślę o tym co znaczą te słowa przychodzi mi do głowy kilka synonimów. Pierwszy to bez dwóch zdań "kicz", który odnajdziemy w każdym jego dziele bez wyjątku. Drugi to "dzieciństwo", które spędziłam oglądając przygody Xeny i Młodego Herkulesa. Natomiast trzeci brzmi - zdrajca za to, co ten paskudny, żądny pieniędzy niziołek zrobił z "Pierwszym prawem magii" ekranizując je pod szumnym tytułem "Legend of The Seeker".


Kiedy to piszę Terry pewnie kończy już pracę nad kolejnym tomem cyklu, czyli kontynuacją "Wróżebnej machiny", a wierni fani coraz intensywniej agitują na rzecz kontynuacji serialu "Legend of The Seeker", któremu to poświęcony będzie dzisiejszy post. Bronić tej produkcji to trochę tak jakby założyć inicjatywę Obrońców Serialowego Wizerunku Wiedźmina...

Ha,ha,ha - śmiejecie się? Nie śmiejcie się przedwcześnie, tacy ludzie istnieją i są wśród nas! Ostatnio w zacnym gronie byłam uczestniczką dyskusji, w której pojawił się argument, że "Gra o tron" wcale nie jest lepsza od naszego rodzimego serialu "Wiedźmin", a punktem wyjściowym rozmowy był następujący cytat "narzekacie na tego serialowego Wiedźmina, a to poziom Gry o tron - nuda, cycki i słabe renderowane smoki". Oczywiście twardo broniłam "Gry o tron", bo i czołówka, ładniejsza i smoki lepiej wyrenderowane i właścicielki biustów ładniejsze (a jedna z nich jest nawet profesjonalną gwiazda porno) itd. W każdym razie wystarczy mi samo wspomnienie tego, co Marek Brodzki (I put a spell on you!)  zrobił z Wiedźminem, żeby odechciało mi się śmiać. Ohyda, zdziczenie, żal, rozpacz, inwazja barbarzyńców... I mniej więcej to samo Sam Raimi zrobił z Mieczem Prawdy...

Tak dla przypomnienia smok z filmowego Wiedźmina...
No to do roboty, dlaczego biedny Sam doczekał się ode mnie tylu obelg (swoją drogą za to, że nosi imię chłopaka Froda też mu się należy)? Dlatego że z pełnej magii, intrygującej, świetnie napisanej, romantycznej, a zarazem seksownej, mrocznej książki zrobił głupawe kino drogi dla analfabetów!

O ile waszą ulubioną książką nie jest Kubuś Puchatek, czy jakaś inna miękka historyjka, w której bohater nawet nie draśnie się żyletką przy goleniu, a happy end nic go nie kosztuje, to uwierzcie mi nie chcielibyście oglądać tego rodzaju ekranizacji. Wracając do wspomnianego już przykładu, gdyby Raimi zekranizował "Grę o tron" nie byłoby w niej seksu, intryg, realistycznych scen walki, a bohaterowie wciąż stroiliby sobie głupie żarty z siebie nawzajem. Do tego główną scenerią byłby las, a wszystkie efekty specjalne byłby na tym poziomie, co w Herkulesie. Ach! no i jeszcze występowaliby ci sami aktorzy, co w Xenie np. Joxer, czyli brat Sama - Tim Raimi, który po 20 latach wciąż stosuje te same gagi myśląc, że jest zabawny...


To, co Raimi zrobił z fabułą "Miecza prawdy" woła o pomstę do nieba! To właściwie nie jest ekranizacja, tylko serial na motywach. Bo coś tam Raimi rzeczywiście zaczerpnął z książki, ale wszystko po swojemu przeinaczył. Nie wiem nawet jak to opisać, bo brzmi to totalnie absurdalnie dla kogoś, kto zna książki np. w trakcie finałowej potyczki z Rahlem Richard i Cara (!) odwiedzają alternatywną rzeczywistość, w której władzę nad światem sprawuje syn Kahlan i Lorda Rahla! Innym nowatorskim motywem Raimiego jest plaga zombie w Midlandach. Czasami okazuje się, że pewne kluczowe dla fabuły postacie, które w książce już dawno gryzły piach np. Panis Rahl w "Legend of The Seeker" żyją, mają się nieźle i choć w książkach byli potworami, tu okazują się starymi poczciwcami. Koneksje rodzinne też są tu mocno poplątane, a zwłaszcza te pomiędzy Lordem Rahlem, a Richardem. Z innych kuriozów w "Legend of the Seeker"  znalazł się odcinek, w którym Zedd zmienia się w zabójczą mumię, w innym przebiera się za kobietę, a żeby jeszcze podkręcić atmosferę uczyniono starego czarodzieja i Shotę byłymi kochankami.
A dlaczego kino drogi? No cóż, przez całe dwa sezony bohaterowie idą przez las z przystankami na wioski, w których zatrzymują się, żeby pokonać przedstawiciel ciemnej strony mocy. Brzmi ciekawie? Niestety nie jest, chyba, że np. pomysł Herodowej rzezi niewiniątek w wersji fanstasy wydaje wam się fajny (tak, jest taki odcinek).

Co do bohaterów, to serialowy Richard, nie jest taki, jakim go sobie wyobrażałam, ale niech mu będzie. W wersji Raimiego jest rycerzem na białym koniu, ratuje niewinne dziewice, dzieci, starców i nie tylko. I niby wszystko jest z nim w porządku, ale jednak to nie to, no po porstu ten chłopak nigdy nie bedzie czarodziejem wojny i już.


Kahalan w książce wzór szlachetności, tu również jest wspaniała i wielkomyślna ponad miarę, ale zważając na jej cnotliwy charakter nosi wyjątkowo prowokacyjne skórzane wdzianka w stylu BDSM. Rozcięcia, wiązania i dekolt który niemiłosiernie ściska jej biust...

Zupełnie niepodziewanie wyeksponowana zostaje tutaj też Cara, która stała się inspiracją dla wszystkich szalonych cosplayerek serialu "Legend of the Seeker". Tu na domiar wszystkiego jest biseksualna i ów motyw jest ochoczo wykorzystywany w odniesieniu do wszystkich Mord Sith. Szkoda tylko, że ich agiele, choć wyraźnie opisane w książce jako pręty wyglądają tu jak skrócone policyjne pałki. Zmodyfikowany został też "oddech życia", który w książce był metaforą dla sztucznego oddychania tu jest magiczną mocą, pozwalającą ożywiać zmarłych. I wierzcie mi gdyby nie Mord Sith, wszyscy umarliby w trakcie dwóch sezonów co najmniej kilka razy...

Serialowy Lord Rahl to ciepłe kluchy, nie potrafi nawet porządnie torturować. Nie jest ani zbyt piękny, ani podobny do książkowego prototypu. Gdzie te blond włosy, gdzie blizny, gdzie białe szaty, a wreszcie gdzie jest ten potwór?


Kolejna potwarz to Shota, która w książce jest moją ulubioną postacią. Tu grana przez podstarzałą aktorkę średniej urody nie ma nic wspólnego z tajemniczą, hipnotyzującą, potężną i olśniewająco piękną wiedźmą. A jakby tego było mało ciągle planuje jak odzyskać Zedda i co rusz psuje szyki naszej dzielnej drużynie.

Jedyna postać, która jako tako zaspokoiła moje ambicje to właśnie Zedd - facet, który go gra przynajmniej jest autentycznie zabawny i ma boską mimikę;]


Dodam też na marginesie, że choć Richard i Kahalan chcą pokonać całe zło tego świata, to jednak ich największym problem w "Legend of The Seeker" jest to, że nie mogą pójść ze sobą do łózka, bo wiadomo wtedy Richarda grzmotnie 220 volt jej mocy i nie da rady pokonać Lorda Rahala. Ten wątek pojawił się oczywiście też w książkach, ale nie co akapit! U Raimiego niemal nie ma odcinka, a którym bohaterowie nie użalaliby się nad swoim celibatem!

Dlaczego to w ogóle obejrzałam? Cóż 45 minutowa forma jest w sama raz odpowiednia do tego, żeby zjeść przy obiad przy odcinku. A po drugie postanowiłam, że to to zrobię, nie z perwersyjnej chęci ukarania samej siebie, a dlatego, że już pilotażowy odcinek wzbudził mój wstręt i uznałam, że jeśli zamierzam krytykować ten wybryk, to w całości. 

O dziwo po dość długim czasie, kiedy w mojej głowie serial przestał być już związany z książką i stał się samodzielnym bytem, nawet trochę go polubiłam, a końcówka drugiego sezonu była już całkiem, całkiem i w głowie zaczęły mi się rodzić myśli, że może jednak obejrzałabym trzeci sezon? Zrzucam jednak te pragnienia na krab swojego nieszczęśliwego dzieciństwa w czasach przed telewizją kablową, gdzie z braku innych możliwości, oglądałam wcześniejsze seriale Raimiego na Polsacie...

 Cóż począć kiedy dzieło Sama Raimiego nie zostało docenione przez większość telewidzów. To już nie lata 90 Sam... Producenci też doszli do tego wniosku i nie dali mu już więcej pieniędzy na gwałcenie doskonałych książek. Tymczasem  okazało się, że jednak ktoś pokochał tą pokrętną ekranizację i to jak! Podejrzewam, że żadna z tych osób nie potrafi czytać - fanatyczni fani serialu założyli stronę Save our Seeker i zaczęli zbierać pieniądze na kontynuację serialu, zamiast wydać je na lekcje czytania. To dopiero jest pasja!

W kazdym razie jakiś promyk nadziej na końcu mrocznego tunelu o nazwie "Legend of The Seeker" jest, bo całkiem niedawno usłyszałam od znajomej, że to właśnie serial zachęcił ją do czytania książek! Wprawiło mnie to w osłupienie, ale jednak, zawsze coś. Czy polecam? Jeśli tęsknicie za Xeną, Herkulesm i Joxerem jak najbardziej, ale jeśli macie ochotę na dobry serial, to spokojnie możecie sobie odpuścić;]

A może każdy musi przekonać się sam? W kazdym razie Xena poleca

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Idioto to jest na podstawie, a nie ekranizacja. Poza tym to najlepszy serial jaki w życiu widziałem i po przeczytaniu książki powiem uznałem że jest fajna, ale serial lepszy

Czytający Gremlin pisze...

Kusi mnie, żeby również Ci odpowiedzieć jakąś inwektywą, ale skoro według Ciebie to najlepszy serial jaki w życiu widziałeś, to chyba nie potrafię gorzej obrazić Twojego intelektu, gustu i erudycji...

Po co tak to brać na serio i tak nie zrobią trzeciego sezonu. Każdy ma prawo do swojej opinii, a dla mnie to po prostu żenująca szmira i nawet jeśli "na podstawie", to i tak jest to gwałt na mojej ulubionej książce.

P. S. Jestem płci żeńskiej;]

Anonimowy pisze...

Ja z początku widziałam serial, nie był jakiś genialny, ale trochę mnie zaciekawił. Przeczytałam opinię z której dowiedzialam sie ze książka o niebo lepsza i nie zawiodłam się. Najlepsza seria jaką czytałam , przewertowana na wszelkie sposoby po tysiąc razy. Jesli potraktuje sie serial i cykl jako dwa odmienne i niezalezne od siebie produkcje, wersja filmowa wydaje się być do zaakceptowania :)