niedziela, 16 września 2012

Resident Evil - czyli prawdziwe dzieło miłości

Tak dobrze przeczytaliście tytuł - nie pokręciło mnie ani trochę. W piątek poszliśmy sobie na premierę piątego już z kolei Residenta Evila z podtytułem Retribution i jak zwykle małżeński duet Paula W.S. Andresona i Milli Jovovoich nas nie rozczarował.


Wiem, wiem, że fabuła prosta jak drut, że chodzi tu tylko o popisowe zabijanie zombiaków, że nie wnosi to nic nowego do kinematografii i tak dalej, i tak dalej, ale wciąż po raz piąty mi się to podoba.

Wyjątkowo nie będę się rozwlekać - piękne efekty wizualne (naprawdę świetne 3D), same absurdy fabularne, krwiożercze zombiaki, podła korporacja Umbrella i jak zwykle niezawodna Alice - tym razem w czarnym kombinezonie. Naprawdę doskonałe kino klasy B - tyle wystarczy, żeby podsumować nowego Residenta.



Jeśli zrobienie o swojej żonie 5 takich filmów to nie jest miłość to nie wiem co nią jest. Paul W.S. Andreson naprawdę potrafi pokazać Milli (i zarazem całemu światu) jak ją kocha. Według mnie Taj Majal się chowa;]


To by było na tyle. Polecam

2 komentarze:

makroman pisze...

Wygląda na to że Mila pozazdrościła wdzianka Kate ;-)

Czytający Gremlin pisze...

Dopiero teraz zauważyłam, że mój poprzedni komentarz się nie zapisał:/Według mnie w poprzednich częściach miała zdecydowanie lepsze stroje, jakieś takie post apokaliptyczne, a tu - no cóż rzeczywiście jak z Underworldu, ale cóż począć, najwyraźniej takie czasy...;]