wtorek, 12 lutego 2013

Wprowadzenie do zlodowacenia

Niejednokrotnie zwierzałam się, że czytam "Lód" Jacka Dukaja, jak również zapowiadałam, że jak tylko go przeczytam to napiszę co nim myślę. No i w końcu się stało, co prawda książka trafiła z powrotem na półkę już ze dwa tygodnie temu, ale jakoś do tej pory nie czułam weny do recenzowania. Dziś jednak pogoda wybitnie sprzyja lodowemu klimatowi. Za oknem wirują płatki śniegu, a mój widok z okna staje się coraz bielszy i coraz bardziej zamglony - w sam razy, żeby poczuć się jak w Irkucku, w sercu zimy.

Zanim jednak przejdę konkretnie do "Lodu" chciałabym poświecić kilka akapitów na rzewne wspomnienia opisujące moją znajomość z panem Jackiem Dukajem. Wszystko zaczęło się nomen-onem w lutym, jest to bowiem miesiąc moich urodzin w związku z czym na ogół dostaję w owym okresie sporo książek. Jakieś trzy lata temu znalazły się wśród nich "Inne pieśni". Był to dość dziwny prezent, bo trafił do mnie z ostrzeżeniem, że "przez pierwsze 70 stron będzie ciężko, ale potem już zajebiście, więc nie powinnam się poddawać". zmuszanie się do czytania książek uważam za coś strasznego. Raz w życiu zrobiłam to w liceum z "Lordem Jimem" i do dziś żałuję.Czułam się tak, jakby mój mózg został przepuszczony przez magiel...


Tymczasem z "Innymi pieśniami" wyszło jakoś tak, że akurat chciałam poczytać coś Gombrowicza,  otwieram więc swój urodzinowy prezent a tu proszę, dokładnie to czego szukałam czyli gombrowiczowski cytat! Zaczęłam czytać i nie poczułam żadnego oporu materii, żadnego zgrzytu, a czyste zaskoczenie finezją tej książki. Przeczytałam ją bodajże w tydzień, a po jej zamknięciu po raz pierwszy w życiu nie wiedziałam co mam myśleć. Ta książka była dla mnie jak meteor, który uderza w planetę i całkowicie wytraca ją z orbity, na którą chyba nigdy już nie wróciłam. W końcu doszłam też do zrozumienia, że Dukaj swoją prozą po prostu zmienił wtedy granice mojej wyobraźni. W moejej opinii jest to po prostu genialna książka i uważam, że "Inne pieśni" to najlepsza pozycja na początek przygody z Dukajem. Dlaczego? O tym za chwilkę.


Mój dukajowski numer dwa to "Córka łupieżcy". Krótka książeczka o córce, a jakże łupieżcy, bardzo fajna i też niezła na rozgrzewkę.  Później była "Perfekcyjna niedoskonałość", o której już pisałam tutaj, i to przy tej książce zrozumiałam, co znaczyło ostrzeżenie mojego przyjaciela, żeby nie zrażać się po pierwszych stronach książki.


Ten sam przyjaciel od którego dostałam pierwszą książkę Dukaja zachęcił mnie, żebym przeczytała "Irrehaare", więc przeczytałam, a potem już poszło i tak tego lata wreszcie skończyłam "W kraju niewiernych". Co najciekawsze kupiłam sobie "W kraju niewiernych" zaraz po tym jak skończyłam "Inne pieśni", ale jakoś ciągle nie byłam w nastroju, żeby po nie sięgnąć. Czasem potrzeba jednak zachęty. W każdym razie jest to naprawdę świetny zbiór z legendarną "Katedrą" (tak, tak wstyd mi za to, że zabrałam się za nią tak późno) i opowiadaniem, które dotychczas jest moim ulubionym czyli "Iacte". Obca planeta, wyśniony Indianin tropiciel, potworni tubylcy, wampir, kobieta jak to połączenie jest możliwe? Cóż tylko w prozie Dukaja. Jak dla mnie 3x wow! Zresztą "W kraju niewiernych" to też całkiem niezła pozycja, żeby zacząć swoją czytelniczą przygodę z błyskotliwą wyobraźnią pana Jacka.


No i wreszcie "Lód", który topniał w moich rękach przez dwa lata. Dlaczego tak długo? Otóż dlatego, że strasznie trudno się w niego wmrozić. Kiedy dowiedziałam się, że "Inne pieśni" w pierwotnej wersji były dłuższe, bardzo żałowałam, że czytelnikom nie dane było poznać całości, ale po przeczytaniu "Lodu" zrozumiałam, że okrajanie książek w przypadku Dukaja jest zdecydowanie błogosławieństwem, a nie, jak mniemałam, przekleństwem. To samo można by zapewne powiedzieć również o niniejszym poście. Wyszedł rozwleczony na potęgę, dlatego dokończę temat w następnym wpisie. CDN

Brak komentarzy: