czwartek, 5 kwietnia 2012

Gra frustracji


Wszyscy o tym mówią, wszyscy tym żyją, wszyscy jarają się drugim sezonem. O czym mowa? Oczywiście o „Grze o tron”, serialu do którego miałam baaaardzo długie podejście, ponieważ liczyłam na to, że zanim wezmę się za oglądanie uda mi się przeczytać książkę. Nie udało się i nie jestem zachwycona.


Jak na Gremlina przystało nie będę zbyt miła, bo jak mniemam przez to, że nie czytałam książki oglądanie tego serialu jest dla mnie źródłem wielu frustracji. Dlaczego? Już wyjaśniam.

Oglądam serial razem ze sowim współgremlinsem, a on niestety jest gremlinsem miejskim, a nie wiejskim. Oznacza to, że nie orientuje się za dobrze w koligacjach rodzinnych, w tym, kto komu i dlaczego robi pewne rzeczy ani nie pamięta tego co działo się w poprzednich odcinkach. Na wsi trzeba to wszystko wiedzieć o swoich kamratach, żeby nie skończyć jak Jagna z „Chłopów” i jak przystało na dziecko ze wsi od maleńkości byłam szkolona w nasłuchiwaniu plotek i historii rodzinnych, stąd wiem kto jest czyją cioteczną kuzynką córki stryja, ile stryj miał dzieci i z którymi żonami. Wydawałoby się, że to nie takie trudne, a jednak… Frustracja pierwsza – przed każdym odcinkiem ja robię za „previously” i zanim weźmiemy się za oglądanie muszę wszystko streścić i wyjaśnić, bo inaczej współgremlins pyta przez cały odcinek o różne szczegóły, co naprawdę może być irytujące jeśli trzeci raz pyta o to samo…

W związku z frustracją pierwszą zrobiłam coś naprawdę chorego – przeczytałam dokładnie i powoli opis każdego odcinka na Wikipedii, żeby stać się prywatną gremlinopedią „Gry o tron”. A nawet nie czytałam tej cholernej książki!

Taaak ta nadmierna komplikacja fabuły i przewaga nudnej polityki nad przygodowym fantasy to jednak jest wada (teraz nadszedł moment, w którym fani mogą obrzucić mnie błotem).


Ok. wkurzyłam się trochę:] Ale zbliżamy się do frustracji nr. 2, która nazywa się „syndrom mojego ojca”. Nie ma to nic wspólnego z Freudem, spokojnie. Syndrom polega na tym, że kiedy mój ojciec ogląda film sensacyjny głośno komentuje poczynania bohaterów sformułowaniami „ty idioto, przecież cię zaraz złapią jak to zrobisz”. Oglądając „Grę o tron”, zrozumiałam jak głęboką mądrość przekazywał mi mój ojciec oglądając telewizję. "Boromir ty idioto" – mam ochotę powiedzieć to dosłownie w każdym odcinku. Zwłaszcza, kiedy zgodził się zabić wilka, potem było już tylko gorzej.

Na szczęście w miarę szybko ginie, o co zresztą oburzali się widzowie z zza oceanu, którzy tak, jak ja nie czytali książki. Boromir niestety zawsze ginie szybko… Chociaż dobrze gra i jest Boromirem idealnym (jedyny plus mega nudnej ekranizacji „Władcy Pierścieni”, to jego postać, która była jak wyjęta z mojej wyobraźni)

Bynajmniej nie chodzi mi wcale o to, ze serial musi być cukierkowy, słodki i zakończony happy endem w każdym odcinku, ale „Gra o tron” jest po prostu przytłaczająca. To tak jakby ogadać jak ktoś bliski się pogrąża i nie mieć możliwości, żeby mu pomóc. Smutne.

Plusem „Gry o tron” jest bez wątpienia soft porno, a sceny seksu przyjemnie ożywiają tą szekspirowską akcję.
 
I największa zaleta „Gry o tron” czyli moja ulubiona para Dajniri i Drogo. Swoją drogą Jason Momoa wreszcie dostał rolę na miarę swych możliwości, które ograniczają się do seksownego wyglądu i umiejętności powarkiwania. Każdy, kto oglądał remake Conana, widział, że grać chłopak nie potrafi i drugim De Niro nie będzie nigdy, ale to ciało….mmmmm

Gdybym mogła być którąś z postaci to Dajniri wygrywa nie tylko ze względu na przystojnego męża, ale także dzięki umiejętności wysiadywania smoczych jajek i urodzie. Kibicuję jej całym sercem i z wytęsknieniem czekam za sceny opowiadające jej fragment historii. A jak miło było patrzeć na złotą koronę, którą wreszcie dostał jej lalusiowaty brat! 

 
Nawiasem mówiąc lubię też Arię i bastarda. No i jednak mimo tych niedogodności, nad którymi się rozwodziłam nadal oglądam serial, więc jednak mnie wciągnęło...

Mimo to moja historia z „Grą o tron”, jak na razie nie kończy się dobrze, a ostatnia frustracja to chyba raczej perwersja. Wstyd się przyznać, ale jednak, śniło mi się, że całowałam się z karłem. Tak z Tyrionem. To czytanie wikipedii padło mi na mózg, muszę się upić, może zapomnę o tej traumie.  I  nie chce mi się już czytać książki.

Aaaa i życzę miłego oglądania drugiego sezonu, mi zostały tylko dwa odcinki pierwszego. 

Tytuł: Gra o tron
Reżyserzy: Tim Van Patten, Brian Kirk, Daniel Minahan, Alan Taylor



 

Brak komentarzy: