niedziela, 8 kwietnia 2012

Wreszcie jakaś dobra książka


Coś ostatnio odbiegłam od książek, a przecież jestem czytającym Gremlinem. Pora więc na chwilę wrócić do głównego nurtu. Ponieważ z okazji świąt niemożliwie się najadłam, jestem w dobrym nastroju i nie chce mi się pisać nic wrednego, zaserwuję więc entuzjastyczną recenzję „Dzieci demonów” J. N McDermotta, które spokojnie mogę uznać za jedną z najlepszych książek jakie trafiły w moje ręce od długiego czasu i dobrą zapowiedź 2012 roku dla fanów fantastyki.

Główny bohater powieści – Jona jest strażnikiem miejskim, może bardziej brutalnym od innych, może nie koniecznie dobrym człowiekiem, ale stara się wieść w miarę normalne życie, na tyle na ile to możliwe dla kogoś, kto jest potomkiem demonów.  Ani jego koledzy z pracy, ani przestępcy, których ściga nie wyczytają tego z jego twarzy, ale wystarczy kropla jego krwi, aby przepalić materiał, rośliny, które się z nią zetkną zwiędną, ślad jego śliny na jabłku lub butelce z której pił, a nawet sam jego dotyk, nie mówiąc już o seksie są w stanie doprowadzić zwyczajną osobę do poważnej choroby i śmierci. Wystarczy, że ktoś taki jak on mieszka w danym miejscu zbyt długo, żeby przesiąkło jego skazą, a jeśli zbyt długo nie pierze ubrań zacznie je niszczyć jego własny pot – skażony pot dzieci demonów. 


Ktoś taki jak Jona nie może nikomu zdradzić swojego sekretu, żeby nie zginąć, nie może nikomu zaufać, a tym bardziej pokochać. Dlatego, będąc kimś takim jak Jona trzeba bardzo uważać, pilnować się na każdym kroku i nie dopuścić do tego, żeby nasz sekret wyszedł na jaw. Bo wtedy można skończyć jako odcięta głowa z której dwójka Wędrowców – ni to wilków, ni to ludzi służących bogini Erin odczyta nasze wspomnienia, emocje i sekrety, które mogą zaszkodzić innym, takim jak my.

I to właśnie do odciętej głowy Jony zaczyna się ta historia. Wilcza tropicielka przejmuje z niej wspomnienia, aby zagłębić się w zawikłaną historię jego życia tropem, którym podążymy wraz z nią. Poprzez obskurną dzielnicę ubojni nazywaną Zagrodami, miejskie kanały, zatłoczone karczmy i brudne ulice bezimiennego miasta poznamy historię mężczyzny, jego ukochanej Rachel i trzeciego dziecka demonów  – Salvatore. 

Historia Jony, to w dużej mierze cofanie się w czasie i chociaż od początku wiemy, że główny bohater zginie, to książka jest absolutnie wspaniała. Oryginalna fabuła, doskonale poprowadzona narracja, świat, w którym czytelnik zanurza się od razu, brak zbędnych opisów oraz doskonale zbudowane napięcie – sprawiły, że przeczytałam ją zbyt szybko i zbyt zachłannie, dlatego na pewno jeszcze wrócę do „Dzieci demonów” i z wielką przyjemnością przeczytam kolejny tom.

„Dzieci demonów” to chyba najkrótsza, z książek wydanych w serii „Fantastyka”  przez Prószyńskiego i S-ka a po jej przeczytaniu zrozumiałam, że dobra książka jednak nie musi być aż tak długa jak mi się dotychczas wydawało. Choć może się to jeszcze zweryfikuje, bo w końcu "Psia ziemia" jest przewidziana na trzy tomy.

Książka też obala inną prawidłowość - mianowicie tuż przy nazwie na każdej książce z tej serii znajduje się informacja – „Najlepsze książki na świecie” z nieśmiałym dopiskiem „prawdopodobnie”. Niestety kilkukrotnie miałam okazję się przekonać (patrz „Wichry archipelagu”), że to stwierdzenie bywało dodane przez wydawnictwo mocno na wyrost, jednak w przypadku „Dzieci demonów”  nie mam żadnych wątpliwości – słowo „prawdopodobnie”, można tu spokojnie wykreślić grubą kreską. 

Tytuł: Dzieci demonów
Autor: J. M. McDermott
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka 2012

Brak komentarzy: