wtorek, 10 kwietnia 2012

Napalona wilkołaczka na tropie złych mutantów


Jeden z moich znajomych, któremu podrzuciłam „Zew nocy” Keri Arthur, powiedział mi, żebym trzymała z daleka od niego kolejne części tej historii, bo jak już zacznie się czytać, to nie można przestać. 
Inna koleżanka, powiedziała mi, że nie można czytać tego książki w środkach komunikacji miejskiej, bo wiadome opisy są tak sugestywne, że człowiek chce się rzucić na któregoś ze współpasażerów. i to właściwie uważam już za najlepszą rekomendację dla Keri Arthur.

Ja z jej książkami Arthur mam podobnie – wiem, ze to bzdurki, wiem, że mogłabym czytać coś ambitniejszego, wiem że sceny seksu są napisane na jedno kopyto, ale.. i tak czytam. Może po prostu każdy musi czasem przeczytać coś takiego dla relaksu? 



Oceniając książki Keri Arthur po okładkach łatwo można się pomylić co do tego, że chodzi o ten sam rodzaj paranormalnego romansu, do którego należy „Zmierzch”. Tymczasem „Wschodzący księżyc” nie tylko został napisany rok wcześniej ale też śmiało można go określić mianem anty-Zmierzchu, bo choć rzeczywiście mamy tu wilkołaczo-wampirze romanse, to bynajmniej nikt nie czeka z seksem do ślubu.

Seks, seks i jeszcze raz seks. To niemal główny wątek tej powieści.  Bohaterka cyklu Zew nocy Riley Janson, jest w połowie wilkołakiem, a w połowie wampirem, a w świecie stworzonym przez Keri Andreson wilkołaki prze cały tydzień kiedy księżyc dochodzi do pełni czują dziką potrzebę uprawiania seksu. Pech chce, ze właśnie na samym początku tego feralnego, lub jak kto woli bardzo szczęśliwego tygodnia, brat Riley zostaje porwany. I tak staje ona przed bardzo trudnym zadaniem - musi odnaleźć brata, rozwiązać intrygę w którą została wplątana, nie dać się zabić dziwnym kreaturom, które czyhają na jej życie, a przy okazji zaspokajać swoje nienasycone potrzeby seksualne. Ufff wierzcie mi, że dziewczyna będzie musiała się napracować...

A co z fabułą? Oprócz seksu mamy tu temat na czasie czyli modyfikacje, klonowanie i eksperymenty ze stworzeniem superosobnika posiadającego najlepsze cechy wszystkich fantastycznych istot są całkiem intrygujące, zwłaszcza, że w trakcie śledztwa okazuje się, że sama Riley została wciągnięta w te kwestie o wiele głębiej niżby mogła podejrzewać...


Drugi tom przygód wiecznie napalonej wilkołako-wampirki  Riley Jenson od razu zaczyna się akcją. Budzi się naga w dziwnym miejscu, obok ciała ochroniarza którego zabiła chociaż niczego nie pamięta i nie ma pojęcia gdzie się znalazła. Wie jednak, że musi uciec, a po drodze spotyka sojusznika w postaci dosłownie i w przenośni – prawdziwego ogiera. Udaje im się razem opuścić, dziwny ośrodek badawczy, gdzie zmiennokształtni byli oddawani genetycznym eksperymentom, ale oczywiście to dopiero początek kłopotów.

Riley będzie musiała uciekać przed zmutowanymi niedźwiedziami, jaszczurkowatymi zabójcami i tradycyjnymi snajperami, a przy okazji dowiedzieć się kto i dlaczego ją ściga. W międzyczasie  przyjdzie jej negocjować warunki związku z przystojnym wampirem Quinnem, którego poznaliśmy na łamach poprzedniego tomu, zostać kochanką, dawnego partnera Mishy, żeby uzyskać od niego potrzebne informacji, a po drodze  znaleźć jeszcze jednego atrakcyjnego partnera, nie wspominając już o narowistym ogierze. Nimfomanki naprawdę wymiękają przy Riley.

Scen seksu znów nie zabraknie, zwłaszcza, że Riley używa go dla dobra śledztwa, a u lubionym opisem uniesień bohaterki został niewątpliwie „kalejdoskop wrażeń przetaczających się przez każdy zakamarek jej umysłu”. Ma go oczywiście za każdym razem... Według mnie można było trochę bardziej się wysilić literacko...

 W trzecim tomie, według mnie najsłabszym, Riley wreszcie decyduje się na zostanie jedną ze strażniczek po to aby skonfrontować się z Deshonem Starrem – doktorem No całego zamieszania, które toczy się od pierwszego tomu cyklu. Jest to wyjątkowo zły przestępca, który specjalizuje się w eksperymentach genetycznych, a przy jest posiadaczem całkiem niczego sobie rezydencję gdzie prowadzi swoje brudne interesy, sprowadza prostytutki dla swoich klientów i organizuje walki kobiet.

Właśnie w kamuflażu przyszłej uczestniczki zmagań w błocie w pojawi się tam Riley Jenson. I tu już fabuła zupełnie przestaje mieć sens, ale przecież nie po to czyta się takie książki jak „Kuszące zło”, żeby czepiać się szczegółów... Riley chociaż zgodnie z panującymi w rezydenci zasadami paraduje nago po posiadłości ani razu nie bierze udziału w rzekomych walkach w błocie, ale za to przez cały czas dzielnie szpieguje i idzie jej to nad wyraz dobrze. Co prawda poprzednich tomach musiała się bardziej napracować, bo tu idzie jej jak z płatka, ale w końcu ma za sobą przeszkolenie strażniczki no i zyskuje niespodziewanych sojuszników, bo jak się okazuje wyjątkowo wiele osób nienawidzi Deshona Starra.

Fanom literatury, która kwalifikuje się do literackiego Nobla odradzam. W tym względzie wiele kwestii tu szwankuje, a już zwłaszcza dialogi. Jednak jeśli komuś niestraszne kły, pazury i seks, polecam, bo romantyczna miłość, nieśmiałe pocałunki i westchnienia do księżyca... to nie ten adres.

W sumie Keri Arthur mogła bardziej się postarać, bo sam pomysł na fabułę oparty o genetyczne eksperymenty i stworzenie istoty będącej super-bronią poprzez krzyżowanie różnych gatunków istot paranormalnych od samego początku bardzo mi się podobał, jednak z każdym kolejnym tomem czułam się w tej kwestii coraz bardziej rozczarowana. Dzieje się tak ponieważ przy równoczesnej lekkości w czytaniu, cały wątek sensacyjny jest tak skomplikowany, że wypadałoby rozpisać sobie na kartce kto i w jaki sposób jest w cala aferę zamieszany, żeby jakoś się tym połapać. Bo nagle ni stąd ni zowąd okazuje się niemal wszyscy z bliskiego otoczenia Riley byli tak czy inaczej zamieszani w sprawę, że wręcz absurdalne wydaje się to, że ani jej, ani jej bratu Rhoanowi (który jest strażnikiem od dawna) nie udało się zauważyć nic podejrzanego. No ale cóż w końcu Riley nie odnosi swoich sukcesów dzięki ruszaniu głową....;]

                Tytuł: Wschodzący księżyc

                Autor: Keri Arthur

                Wydawnictwo: Instytut wydawniczy Erica 2011



Brak komentarzy: