poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Kosmiczna puszka Pandory - w poszukiwaniu dobrego s-f

Ostatnio poszukiwanie dobrego filmu stało się naszym świętym gralem, którego już chyba raczej nie znajdziemy, bo w dziedzinie s-f zostały nam już tylko filmy z lat 70, które nawet przy najlepszych chęciach trudno oglądać.  

Ale, ponieważ tonący chwyta się brzytwy tak my zajrzeliśmy na listę Top filmów s-f na IMDb. Fajnie było popatrzeć na te wszystkie tytuły, które już widzieliśmy, ale na szczęście znalazło się kilka takich, których jeszcze nie widzieliśmy. I tak trafiliśmy na Pandorum.

Naprawdę godny uwagi film z niepokojącą okładką


Swoim klimatem przypominał mi on dwa bardzo cenione przez mnie tytuły - Evetn Horizon (Ukryty wymiar) Paula W.S. Andersona z 1997 r. i Sunshine (W stronę słońca) Dawida Boyla z 2007 r. Anderson, którego cenię lubię za Residenta, był zresztą producentem Pandorum i czuć w filmie jego ducha.

Jeśli kojarzycie wspomniane filmy, to na pewno pamiętacie, że zarówno w Event Horizon, jak i w Sunshine podróże w kosmos okazywały się mieć niezbyt dobry wpływ na zdrowie psychiczne astronautów. Ach ten Sam Neil, do dziś przeraża mnie jego twarz, a po obejrzeniu Event Horizon naprawdę nie miałam ochoty przebywać sama w ciemnych pomieszczaniach. Naprawdę dał tu z siebie wszystko.

 
Co do Sunshine, narracja jest tu podobnie niespieszna co w 24 godziny później, a powiedzenie, że komuś "słońce przygrzało" nabiera zupełnie nowego wymiaru w tym filmie. Oczywiście największą przyjemność sprawił mi tu niezawodny Cillian Murphy. Jest w jego twarzy coś naprawdę dziwnego i nawet te wielkie niebieskie oczy nie odbierają mu demonicznej nuty. Mi najbardziej przypadł do gustu jako Dr. Jonathan Crane z bat-trylogii Nolana. Boyle lubi obsadzać go jednak w rolach miłych chłopców i tak też zrobił w Sunshine. Z bardzo dobrym skutkiem.


Tak jak w opisanych tu pokrótce filmach w Pandorum mamy do czynienia z tematem "szaleństwo w kosmosie" i jak to zwykle bywa najlepszym miejscem akcji jest tu klaustrofobiczny, pełen rur, kabli i przedziwnych zakamarków statek kosmiczny.

Na taki właśnie statku budzi się dwójka bohaterów filmu Ben Foster czyli Bower i Dennis Qauid jako Payton. Ponieważ uśpiono ich przez przymrożenie, po przebudzeniu nie pamiętają kim są ani dokąd zmierzają, wiedzą jedynie, że są kolejną brygadą, która ma zasiąść za sterami statku, a dodatkowo Bower przypomina sobie, że został został przeszkolony w zakresie obsługi reaktora atomowego, który napędza statek.


Ponieważ nie mogą się dostać na mostek, Bower jako niższy rangą wyrusza przez kanały wentylacyjne na zewnątrz, aby otworzyć pomnieszczenie w którym się znaleźli od drugiej strony.

I wtedy okazuje się, że ze statkiem coś jest bardzo mocno nie tak. Pierwsi ludzie na których trafia Bower są zdziczeli i nieprzyjaźnie nastawieni, co bardzo szybko staje się zupełnie zrozumiałe, bo polują na nich wyjątkowo paskudne stwory przywodzące na myśl kosmiczne zombie.

Bower nie może jednak wrócić, tam skąd przyszedł, bo razem z Paytonem orientują się, że reaktor statku jest na wykończeniu i trzeba go reaktywować. I tak nasz bohater wyrusza na niezbyt wesołą wędrówkę przez kosmiczny prom opanowany przez dziwnych i wstrętnych ludożerców.



Więcej nie napiszę, bo zepsułabym wam przyjemność z oglądania, ale nie mogę pominąć tytułowego Pandorum. Jest to bowiem choroba, na którą cierpią astronauci w wyniku zamrożenia, późniejszego odmrożenia i zmiany warunków życia na kosmiczne. Objawia się ona tym, że tracą pamięć, trzęsą om się ręce, mają halucynacje i nie do końca odróżniają je od rzeczywistości. 

Klaustrofobiczna przestrzeń statku, przerażające stwory, które mordują i pożerają załogę i wreszcie psychiczna choroba i niepewność kto tak naprawdę na nią cierpi sprawiają, że otrzymujemy bardzo dobry mroczny horror s-f.

A jakby to nie wystarczyło film porusza też problemy moralności, ewolucji i upadku ludzkości. Według mnie naprawdę warto go obejrzeć, zwłaszcza, że mamy też kopię znanej i lubianej Alice z Residenta czyli Antjie Traue jako niemiecką panią biolog - Nadię.

Naprawdę polecam

4 komentarze:

makroman pisze...

O - coś dla mnie - kocham takie klaustrofobiczne klimaty.

Mam tylko nadzieję ze nie kończy się tak beznadziejnie jak Cargo?

Czytający Gremlin pisze...

Nie wiem jak się kończy Cargo, ale teraz na pewno obejrzę (dzięki). A co do zakończenia Pandorum, to jest jak uśmiech przez łzy, ale na pewno nie beznadziejne;]

makroman pisze...

O oglądamy i potem wymienimy poglądy.

Padre pisze...

No nie, jesteś ZUA. Kolejny film dodany do listy, szczególnie, że Event Horizon odświeżam sobie od czasu do czasu, zaś po pierwszym obejrzeniu też miałem dreszczyki w ciemnych pomieszczeniach :-)