Cholerne UPC do godziny 14 odcięło mnie dziś od internetu, wczoraj do 15, a jak próbowałam do nich zadzwonić i zacytować „Dżizus kurwa, ja pierdolę!!!” Adasia Miauczyńskiego od automatu usłyszałam, że nie mam po co, bo „trwają prace konserwacyjne”. Rozumiem, że robią to w godzinach kiedy większość normalnych ludzi jest w pracy, ale ja pracuję w domu! Nie mogą tego naprawiać w nocy?! A jakby tego było mało w moim bloku od rana coś wiercą w piwnicy…
W każdym razie z tej paraliżującej bezradności sięgnęłam po Figth Club Chucka Palahniuka, który zaczęłam czytać jakieś dwa dni temu i doczytałam go do końca. Pomogło, więc chociaż moje urodziny przypadają za pół roku postanowiłam po raz nie wiem już który obejrzeć sobie film Davida Finchera.
W mojej domorosłej psychologii wypracowałam sobie praktykę oceniania ludzi na podstawie ich ulubionego filmu. Nie jest to zbyt skomplikowane – jeśli nowo poznany facet mówi mi, że jego ulubionym filmem jest „Życie jest piękne” z tym żałosnym pajacowaniem Benigniego, to już wiem, że nie ma po co z nim dłużej gadać….
Sądzę, że popkultura doskonale reflektuje nasze osobowości i tak się wspaniale składa, że Fight Club jest moim ulubionym filmem. Widziałam go dużo, dużo razy, a nawet dochodziło do tego, że włączałam go sobie jako audiobooka, co po przeczytaniu książki ma jeszcze więcej sensu. Fincher wykazał się bowiem wyjątkowo rzadkim szacunkiem filmowca dla prozy i sfilmował historię Tylera Durdena, w taki sposób, że książkę czyta się niczym scenariusz.
Różnice między filmem, a książką są doprawdy subtelne. A z adaptacjami różnie bywa ja na ten przykład nigdy nie byłam w stanie pojąć jak Ridley Scott zrobił tak dobry film z tak mało porywającej książki jaką jest Blade Runner. Naprawdę bardzo lubię Philipa K. Dicka, ale po obejrzeniu filmu Scotta (i w dzieciństwie, i później) byłam bardzo rozczarowana książką.
Jeśli ktoś z was tego jeszcze nie zrobił, to naprawdę warto obejrzeć Figth Club, który rekomenduję nie tylko z osobistych sympatii. Jest to film doskonale podsumowujący koniec poprzedniego wieku. Wątpliwe korzyści płynące z idei samodoskonalenia się, próba wyzwolenia się ze ślepego konsumpcjonizmu, bunt przeciwko światu, który wmawia nam, że możemy być kimś niezwykłym, a tak naprawdę sprzedaje nam kłamstwa. Ruch Oburzonych, ruch Occupy Wall Street przeciwnicy ACTA, wszyscy oni chcą tego samego, czego Tyler Durden – zamiany porządku tego świata. A co może do niej doprowdzić? Oczywiście anarchia, która nas wyzwoli. Wszyscy, którzy zakładają maski V, są niechcianymi dziećmi tego świata, a jeśli lubicie V jak Vendetta polecam wam gorąco wywiad o anarchii z Alanem Moorem.
I to by było na tyle. A jaki jest wasz ulubiony film?