czwartek, 15 listopada 2012

Ciężkie życie złej królowej

Wcale nie tak dawno, dawno temu kiedy byłam jeszcze dość młoda i naiwna na studiach polecono mi lekturę książki "Cudowne i pożyteczne" Bruna Bettelheima. Bardzo mocno upraszczając według jego teorii można by zastosowywać zasadę "wskaż mi swoją ulubioną bajkę, a powiem ci kim jesteś", a co więcej "powiem ci jaki masz problem". 

W swoim życiu stosuję tą metodę pytając czasem ludzi o ich ulubiony film, zresztą o swoim też już wcześniej wspomniałam, ale wracając do bajek, Bruno Bettelheim naprawdę bardzo ciekawie opisał to jakie lęki, pragnienia i, a jakże, freudowskie kompleksy można odnaleźć w bajkach. Przypomniało mi się to wszystko za sprawą pewnej konkretnej bajki, która choć nie jest moją ulubioną doczekała się bardzo wielu ekranizacji, w tym w mijającym roku dwóch bardzo wysoko budżetowych. Mowa oczywiście o "Królewnie Śnieżce".


I tu zajrzyjmy na chwilę za kulisy mojego życia jako kury domowej. Otóż nigdy nie uważałam prasowania za najgorsze z domowych obowiązków, a jakiś czas temu zaczęłam sobie w trakcie tego zajęcia puszczać filmy (nawiasem mówiąc to moja teściowa wymyśliła skądinąd świetną kategorię "filmów do prasowania") i czasem wręcz żałuje, że kończy mi się pranie (chociaż ku ubolewaniu i mimo kilku uwag na ten temat wspomnianej już osoby koszul męża nie prasuję).

Ponieważ obejrzałam sobie już "Śnieżkę i łowcę" o czym też już była mowa wcześniej, a także "Mirror, mirror" z Julią Roberts (jakże finezyjnie przetłumaczone przez polskiego dystrybutora "Królewna Śnieżka") postanowiłam obejrzeć sobie jeszcze jedną i wcale nie tak starą (1997 r.) ekranizację owej bajki czyli "Snow White. The tale of terror" (po polsku brzmi dość dwuznacznie - "Śnieżka dla dorosłych"). 


Zaczęłam sobie ów film oglądać i mimo, że prasowanie szybko się skończyło, a ja od samego początku wiedziałam jak owa historia się skończy, wcale nie chciałam się z nią rozstawać. I tak obejrzałam sobie "Snow White" do samego końca zastanawiając się dlaczego mimo naprawdę olbrzymich budżetów tegoroczne Śnieżki wypadły tak słabo w porównaniu z tą sprzed 15 lat?

Cóż kluczem do odpowiedzi na to pytanie na pewno nie jest podtytuł "Tale of terror", bo wcale nie jest to ekranizacja bardziej mroczna, straszniejsza ani nawet "doroślejsza". Miarą tego filmu jest tu nie kto inny a zła królowa, bo jak się dobrze zastanowić to wcale nie Śnieżka jest główną bohaterką tej bajki.


Wiem, można mi tu łatwo zarzucić, że zbyt mocno kocham Elen Ripley, ale cóż mogę poradzić na to, że jak dorosnę chcę być taka jak ona tj. polecieć w kosmos i złączyć się genetycznie z Xenomoprhem? Chociaż bycie dziewczyną dr Petra Venkamana z Ghostbusters, która zmienia się w seksowną demonicę też byłoby niczego sobie. Ech marzenia....

W każdym razie Sigourney Weaver nie młoda już w tym filmie, nie tak piękna jak Julia Roberts czy Charlize Theron, nie występuje na ekranie w spektakularnych kreacjach a jej lustereczku daleko od najnowszych efektów specjalnych, a jednak bije je obydwie na głowę. Dlaczego? Otóż dlatego, że jako jedyna w tym gonie jest prawdziwa w swojej roli.

Zresztą już sam fakt, że do roli owych złych królowych zatrudnia się znane i uznane aktorki najlepiej świadczy o tym, że "Królewna Śnieżka" to historia, która nie należy wyłącznie do tytułowej bohaterki. Jakiś czas temu w moje ręce trafił zbór opowiadań Neila Gaimana "Dym i lustra", gdzie na samym końcu znajduje się jego najdoskonalsze w mojej opinii opowiadanie "Szkło, śnieg i jabłka". Śnieżka jest tu opowiedziana właśnie z perspektywy owej złej macochy i jest to prawdziwy, przewrotny, mroczny i ironiczny majstersztyk! Do posłuchania poniżej:


I tak w "Snow White. The tale of Terror" widzimy Sigourney-Claudię jako macochę, która chce sobie zjednać pasierbicę, nie bije jej, nie głodzi, nie uciska mieszkańców okolicznych wsi, nie rzuca złych uroków, ani nie nastawia swojego męża-księcia przeciwko córce. Tymczasem mała rozpuszczona Śnieżka ani ma w głowie to, żeby zaakceptować nową matkę, nie jest dla niej ani zbyt miła, ani posłuszna, a wreszcie przychodzi na bal w sukni swojej matki czym budzi dość niebezpieczny błysk zachwytu w oczach swojego ojca granego przez Sama Neila.

Claudia na widok afektu jakim ojciec obdarzył swoja córkę, która wygląda w sukni zupełnie jak  zmarła matka, doznaje emocjonalnego wstrząsu i traci nienarodzone dziecko. Tak, tak dojrzewająca Śnieżka  bez wątpienia grozi starzejącej się królowej potencjalnym kazirodztwem, a jeśli nawet nie to i tak żadna kobieta nie lubi się dzielić swoim mężczyną, a tym bardziej z kimś młodszym i urodziwszym.


Sigourney-Claudia postanawia zgładzić konkurentkę, ale niefortunnie zadanie zleca swojemu niebyt rozgarniętemu bratu, który oczywiście zawodzi. Wiadomo, jak coś ma być zrobione dobrze zrób to sam i dopiero wówczas nasza zła królowa otwiera swoje złe lustereczko z którym wcale nie rozprawia o urodzie. Uroda wszak to tylko pretekst do trudniejszych pytań, a wręcz wyzwania przed jakim stawało wiele kobiet - jak utrzymać w swoich rękach władzę? Wiadomo dawniej kobiety były dobre póki były ładne, młode i płodne, a złe królowe wszystko to tracą w konfrontacji z rozkwitającymi Śnieżkami.

Wiemy jednak, że Śnieżka w tzw. międzyczasie trafi do siedliska krasnoludków żyjących w podziemnej strefie chronicznych mocy związanych z tym co ukryte czyli seksem i płodnością. W żadnej wersji Śnieżki (oprócz wersji pornograficznych) do konfrontacji seksualności dziewczyny jednak nie dochodzi.  Przynajmniej nie w sensie dosłownym, bo  w "Snow White. The tale of Terror" królewna trafia nie do karzełków, a rzezimieszkowatych górników, z których jden szczególnie trafi do jej serca, tak jak i zdziczały Hemsworth jako łowca.


Oj tak księżniczki w gruncie rzeczy wolą łachmytów i wszystko mogłoby się nawet dobrze skończyć gdyby tylko chciały z nimi zostać pod ziemią...Niestety ich nadrzędnym celem zdaje się być rujnowanie życia i tak pełnych niemiłych doświadczeń złych królowych. Szkoda, bo obejrzałbym sobie wreszcie jak jakaś zła królowa patroszy Śnieżkę, jak Gargamel zjada potrawę ze wszystkich smerfów, jak kot Tom robi z myszką Jery to, co wszystkie koty, a kojot pokonuje Strusia Pędziwiatra.


Niestety to wszystko są bajki dla dzieci, więc nie tak znowu niewinne dzieci muszą pokonywać złych dorosłych. Naprawdę wielka szkoda, ale rozumiem, że dzieci też muszą się od czasu do czasu pocieszyć się taką opowiastką, żeby utożsamić się z nękanym bohaterem i choć przez chwilę poczuć, że  nie są małe, biedne i bezradne... W końcu w życiu złe królowe radzą sobie całkiem nieźle.
A jaka jest moja ulubiona bajka? Przyznam się, a co mi tam - jest to "Piękna i bestia". Co o mnie mówi oprócz tego, że moim ideałem mężczyzny najwyraźniej jest Chewbacca? Możecie zdać się na własne przeczucia albo sięgnąć po "Cudowne i pożyteczne", którą to książkę serdecznie polecam:]

Brak komentarzy: